28 January 2009

Fifth Annual Rabbit Hole Day


Polski tekst ponizej


Fuck the corporation! (or should I say thank you). Yesterday, I was about to write a crazy, psychedelic post to commemorate the Fifth Annual LiveJournal Rabbit Hole Day on 27th January 2009. Instead I had to stay overtime translating some boring corpo mumbo-jumbo, which totally drained me of creative energy. Going early to bed I wished I had at least some strange dream to relate in my blog the Day After the Event. Well, as it turned out my wish was fulfilled.

That night I had a dream … very vivid dream … of thousands of people united on the dancefloor, blacks and whites dancing back to back, girls in tight outfits and mini-skirts smiling to rudebwoys, with 16K sound system speakers throbbing with heavy bass. I felt my spirit rising and looked at the Dj booth and saw …. Flying Lotus who was, well… flying over the decks wearing a pair of big, dark wings. I though WTF? I was even more surprised when he lifted a record from his crate. It seemed to weigh 10kg and was at least 5 times bigger than a typical vinyl. He show this ‘cult object’ to the public and everybody applauded, I could even read the track title – My Dick (Dr. Girlfriend Trashy Vocal Remix). It was not a typical Flying Lotus jazzy track but quite a funny electro, I thought I heard the phrase “We’ve got dicks like Jesus” repeated over and over again.
I did not have time to digest the entire scene, when suddenly another of my favorite Dj’s – Starkey, appeared on the stage out of nowhere with biiiiiiiig splif in his mouth kicking Flying Lotus out and the entire scene with a huge record shown to the applauding audience was repeated, this time it was a track called - Jesus was a B-boy. Holy Shit, I thought! Where am I? Was it some satanic dance ritual or was my subconscious guilt from my catholic upbringing manifesting itself in the form of this hedonistic pandemonium? Actually, the music was quite cheesy and groovy and when I finally cooled a bit and decided to enter the dancefloor I spotted a guy in a funny hat reminding of Aleister Crowley’s famous photo raving like mad and handing in the other ravers some strange-looking cassettes with "Phone is Tapped (And I don't care)" written all over them with black marker. He approached me and I finally recognized him, it was Zomby!! I wanted to say something, but he simply gave me a cassette and said “When you wake up dreamer, I want you to convey the message to the world – this music will be big again, man. Believe me. We have to find our roots! Rave ON! Keep it real!” And he ran to the doors, I tried to follow him and at the doors to the venue I bumped into two guys looking bored to death. Fuck me! It was LL and Lando Kal from Lazer Sword! They told me something like “Hey you, do not run, these clowns are just warming up the congregation before our show. We will tear this place down. No flash shall be spared! HAIL SATAN!” My jaw dropped, I stood there speechless and suddenly their faces disappeared in a puff of smoke and I heard 'beep-beep-beep'. This was an alarm in my mobile, I woke up. Wow, the champion of the dream I had!

I wonder what would Sigmund Freud say about this?
-------- Polski tekst -----------
Pieprzyć korporację! (a może powinienem powiedzieć dziękuję). Wczoraj miałem zamiar napisać szaloną, psychodeliczną notkę z okazji Fifth Annual LiveJournal Rabbit Hole Day przypadającego 27 stycznia 2009r. Zamiast tego musiałem zostac po godzinach i tłumaczyć jakieś nudne korporacyjne paskudztwo, co skutecznie pozbawiło mnie wszelkiej kreatywnej energii. Kładąc się wcześnie do łóżka pomyślałem sobie, że fajnie by było, gdyby przyśnił mi się jakiś odjechany sen, o którym mógłbym coś napisać Dzień Po na blogu. Cóż, jak się okazało moje życzenie się spełniło.
Tej nocy miałem sen … bardzo żywy i wyraźny sen … tysięcy ludzi tańczących na parkiecie, czarni z białymi ramię w ramię, dziewczyny w obcisłych wdziankach i miniówach posyłające uśmiechy groźnie wyglądającym załogantom, a sound system o mocy 16k wylewał z głośników pulsujący, ciężki bass. Poczułem ogromny przypływ energii, spojrzałem na Dj’kę i zobaczyłem … Flying Lotusa, który, hmmm…. unosił się w powietrzu nad dekami majestatycznie poruszając wielkimi czarnymi skrzydłami. Pomyślałem, ale o sooo chodzi?? Moje zdziwienie jeszcze wzrosło, kiedy DJ wyjął płytę ze swojego case’u. Wyglądała jakby ważyła z 10kg i była przynajmniej z 5 razy większa od typowego winylu. Pokazał ten ‘obiekt kultu’ publice, która zareagowała bardzo entuzjastycznie, mogłem nawet przeczytać tytuł kawałka– My Dick (Dr. Girlfriend Trashy Vocal Remix). Jak się okazało nie był to typowy jazzujący numer Flying Lotusa, ale dość zabawne electro, miałem wrażenie, że słyszałem słowa “We’ve got dicks like Jesus” powtarzane w kółko.

Nie miałem czasu na porządne przetrawienie całego spektaklu, kiedy nagle kolejny z moich ulubionych DJ’ów– Starkey, pojawił się na scenie nie wiadomo skąd z ogrooomnym bluntem w ustach i wykopał Flying Lotusa i zaraz powtórzył cały spektakl z ogromną płytą winylową uniesioną wysoko nad głowę DJ’a przy ogłuszającym aplauzie publiki. Tym razem kawałek nazywał się - Jesus was a B-boy. O Matko, pomyślałem! Gdzie ja jestem? Czy to jakiś satanistyczny rytuał taneczny, czy też może moje podświadome poczucie winy wdrukowane w tracie mojego katolickiego wychowania manifestuje się w formie tego hedonistycznego pandemonium? Tak naprawdę muzyka brzmiała dość kiczowato i groovy, a kiedy trochę ochłonąłem i zdecydowałem się przyłączyć do zabawy, zauważyłem kolesia w zabawnym okryciu głowy, przypominającym słynne zdjęcie Aleistera Crowleya, szalejącego na parkiecie i rozdającego innym raverom jakieś dziwnie wyglądające kasety z wypisanym Czarnem markerem "Phone is Tapped (And I don't care)". Podszedł do mnie i wreszcie go poznałem, to był Zomby!! Chciałem coś powiedzieć, ale on po prostu wręczył mi kasetę i powiedział “Kiedy się obudzisz ze snu, chciałbym, żebyś przekazał światu następujące przesłanie– ta muzyka będzie wielka, człowieku. Wierz mi. Musimy pamiętać o korzeniach! Rave ON! Keep it real!” Po czym pobiegł do wyjścia. Próbowałem go dogonić, ale w drzwiach zderzyłem się z dwoma kolesiami o wyjątkowo znudzonych minach. O kurwa! To byli LL i Lando Kal z Lazer Sword! Uderzyli do mnie mniej więcej takimi słowami “Hej kolo, nie uciekaj, ci klowni na scenie dopiero rozgrzewają kongregację przed naszym występem. Zrównamy to miejsce z ziemią. Nie zostanie kamień na kamieniu. HAIL SATAN!” Szczena mi opadła, stałem tam jak wryty nie mogąc wydobyć słowa, gdy nagle ich twarze rozpłynęły się w powietrzu a gdzieś w tle usłyszałem coraz głośniejsze 'pip-pip-pip'. To alarm w mojej komórce, obudziłem się. Cholera, mistrzowski sen miałem tej nocy!
Ciekawe jakby to wszystko zinterpretował Zygmunt Freud?